1 lipca w Polsce (jak i prawie w całej UE) weszły w życie nowe zasady opodatkowania VAT branży e-Commerce.
O tym, co oznaczają nowe reguły dla rynku rozmawiam ze Zdzisławem Modzelewskim, doradcą podatkowym, partnerem w GWW Tax, cenionym znawcą VAT.
Dziś w Podcaście usłyszysz m.in. o tym:
- czym jest tzw. pakiet e-Commerce w VAT i co jest celem tych zmian?
- kogo dotykają zmiany? Jakich kategorii transakcji? Jakich grup przedsiębiorców?
- czy zmiany to uproszczenie czy utrudnienie prowadzenia działalności?
- na co zwrócić uwagę?
- jak działa procedura unijna OSS?
- jak zmienia się import i na czym polegają szczególne rozwiązania dla platform sprzedażowych?
NOTATKI
- prekonsultacje objaśnień podatkowych dotyczących Pakietu e-Commerce na stronach Ministerstwa Finansów
- webinarium MF dotyczące rozwiązań Pakietu
TRANSKRYPCJA
Michał Wilk: Dzień dobry, Zdzisławie.
Zdzisław Modzelewski: Dzień dobry, Michale, i dzień dobry państwu.
Bardzo dziękuję za przyjęcie zaproszenia do mojego podcastu. Zaprosiłem cię dzisiaj, żeby porozmawiać oczywiście o VAT, z tym cię znakomicie kojarzymy, w szczególności o tak zwanym pakiecie e-commerce. Nagrywamy ten odcinek na początku sierpnia, a więc już chwilkę te przepisy obowiązują, ale ciągle jest to „świeżynka”. My o tych przepisach mówiliśmy w 43. odcinku, w rozmowie z Tomaszem Michalikiem, ale to był tylko jeden z elementów. Mówiliśmy wtedy o przyszłości VAT, bo jest to tak naprawdę przyszłość, która się dzieje gdzieś tam na naszych oczach.
Dzisiaj chciałbym, żebyśmy się skupili właśnie na tych regulacjach, które konkretnie już obowiązują w Polsce i w Unii. Jakbyś mógł na początku powiedzieć w kilku słowach, co się w ogóle kryje za tym sformułowaniem „pakiet e-commerce” bo w przestrzeni medialnej dość często spotykamy to określenie, ale zacznijmy może od tego, co to jest i z czym to się je.
Zacznę może od podziękowania, że mnie zaprosiłeś, bo w konwencji wypadałoby przynajmniej: miło u ciebie gościć. Wracając do zadanego pytania, co to jest pakiet e-commerce – zbiór rozwiązań wprowadzonych dla pewnych rodzajów transakcji towarowych, usługowych, w których to transakcjach nabywca, ten odbiorca transakcji jest potocznie konsumentem. Czasami to może być firma, chociaż najczęściej jest to ktoś, kto nie jest firmą, podatnikiem w rozumieniu VAT-u. Czasami może to być, ja to nazywam trochę ułomny podatnik, ułomna firma. Przy okazji chociażby wyjaśnień dotyczących tej wewnątrzwspólnotowej sprzedaży towarów na odległość – takie mądre pojęcia mamy właśnie od pierwszego lipca – wyjaśnię trochę, o co chodzi z tymi ułomnymi podatnikami.
Generalnie są to transakcje dla takich odbiorców – konsumentów z całej Unii Europejskiej. Wiadomo, dzisiaj mamy bardzo zinformatyzowaną sprzedaż, mnóstwo właśnie e-commerce’u, czyli tak naprawdę handlu elektronicznego, gdzie jeden człowieczek gdzieś tam w jednym kraju może zamówić towar w całkiem innej firmie z innego kraju spoza Unii Europejskiej.
Dzisiaj nie jest to problem ani techniczny, ani logistyczny, tylko kwestia znalezienia odpowiedniego dostawcy i towar po kilku dniach, tygodniach do nas przyjeżdża. Oczywiście pojawia się skutek: miejscowy fiskus chciałby tę transakcję widzieć i po prostu dostać od niej to, co fiskusowi należne.
No właśnie: który fiskus?
Zawsze właściwy.
Tak, ale właściwy to kwestia pewnej konwencji, jak się umówimy. Dobrze, żeby to był jeden fiskus, a nie dwa i to dążenie do tego, żeby unikać podwójnego opodatkowania jest zarówno w podatkach dochodowych, jak i w VAT, bo to nigdy nie jest dobre w żadnym podatku i w żadnym układzie.
Porozmawiajmy może o tym, wedle jakiej koncepcji czy w jaką koncepcję wpisuje się właśnie ten pakiet e-commerce, bo mamy historycznie, od lat 90., pewne założenia, jak ten VAT powinien wyglądać. Myślę tu o systemie docelowym, o tym tzw. systemie przejściowym, tymczasowym, który tak ładnie się jako prowizorka sprawdza.
Albo się nie sprawdza, ale jest.
Sprawdza się, bo jest, chociaż różne mamy zastrzeżenia do niego i jak się w ewolucję systemu VAT wpisują te rozwiązania, bo rozwiązania z pakietu e-commerce mówią bardzo konkretnie, w którym państwie taka transakcja powinna być opodatkowana.
VAT jest podatkiem od wartości dodanej. Generalnie wyjaśnia się go w taki sposób, że w relacjach firma – firma, czyli tam, gdzie w obrocie biznesowym byśmy nazwali B2B, VAT jest neutralny, bo – teoretycznie przynajmniej, co do zasady – sprzedawca wykazuje ten VAT, odprowadza do fiskusa, a nabywca „odzyskuje” z fiskusa poprzez wykazanie w deklaracji jako VAT naliczonego, więc tam problemu nie ma.
Ta transakcja zawsze jest gdzieś „skonsumowana”, zużywana na coś. I oczywiście pojawia się problem, że opodatkowanie powinno być tam, gdzie jest ta konsumpcja. Jakby takie założenie. że najczęściej konsumpcja jest u konsumenta, czyli gdzieś tam trafia do – co do zasady – osoby prywatnej, bo to ona to zużywa. Oczywiście mogą być również różne dziwne podmioty, ale tak naprawdę, jakby trochę w uproszczeniu, u konsumenta. Wydaje się więc, że skoro Niemiec wydaje na coś niemieckie euro, to w zasadzie niemiecki fiskus tak jakby coś chciałby, bo mówi: „To nasze niemieckie euro tak naprawdę, więc chcielibyśmy niemiecki VAT od tego pobrać. Tam jest to zużycie.” Skoro taki towar, taka usługa trafiają do tego odbiorcy gdzieś tam w Niemczech, we Francji, to tam to jest konsumowane i tam to powinno być opodatkowywane.
Skoro taki towar, taka usługa trafiają do tego odbiorcy gdzieś tam w Niemczech, we Francji, to tam to jest konsumowane i tam to powinno być opodatkowywane
Dobrym pokazaniem, że tak to powinno działać, jest chociażby system TAX FREE. Nawet jak taka osoba prywatna, słynny podróżny czy ktoś przyjedzie z Białorusi, dokona u nas zakupu i towar wywiezie poza granice Unii (trochę formalności oczywiście musi spełnić) – ma prawo odzyskać VAT. On kupuje dla siebie, będzie używał tego towaru na swoje potrzeby i ma prawo odzyskać VAT. Dlaczego? Bo zakładamy, że konsumpcja będzie gdzieś tam na terytorium Białorusi, tam, gdzie naprawdę jest konsumpcja.
I faktycznie te nowe przepisy, wprowadzone w ramach e-commerce’u, praktycznie wszystkie, nieważne czy transakcja towarowa czy usługowa, wprowadzają właśnie rozwiązania, gdzie jednoznacznie wskazują, gdzie jest miejsce opodatkowania, identyfikują tak naprawdę tym samym państwo członkowskie konsumpcji, czyli tamto państwo, któremu się VAT należy i przy okazji identyfikują coś takiego jak państwo członkowskie identyfikacji, czyli za pomocą fiskusa którego państwa VAT może być przekazywany, rozliczany właśnie do tego innego kraju konsumpcji.
Idea jak najbardziej zrozumiała, jest w niej głęboki sens, natomiast czemu takie rozwiązania dopiero teraz są wprowadzane? Czy to jest tak, że potrzebowaliśmy czasu na rozwój technologii, na zbudowanie jakiegoś zaufania pomiędzy państwami członkowskimi? Powiemy sobie za chwilę o szczegółach tych rozwiązań, ale generalnie jest tak, że niemiecki fiskus musi uwierzyć, że ten np. Włoch czy Grek pobierze podatek w odpowiedniej wysokości, przekaże w odpowiedniej wysokości, że ja to swoje euro dostanę, prawda?
Bez zaufania faktycznie system by nie miał za bardzo sensu, ale dotychczasowy wariant również był średnio wygodny, szczególnie przy sprzedaży „wysyłkowej” – tak to się u nas nazywało do końca czerwca, gdy każde państwo członkowskie miało swój limit. W wielu przypadkach bardzo wysoki limit, np. dla takich Niemiec 100 tys. euro, czyli mniej więcej 450 tys. złotych. Ja, jako polski sprzedawca mogłem w zasadzie sprzedawać do Niemiec, Niemcy tymi niemieckimi euro mi płacili, ale VAT od tego dostawał tak naprawdę polski fiskus.
I nie to, że dostawał i miał przekazać, tylko dostawał na zawsze.
Na zawsze. Nie da się ukryć, że takich sklepów internetowych, tej działalności e-commercowej jest mnóstwo. Wiele różnych dziwnych rzeczy można kupić. Nie powiem, że wszystko, ale pewnie wszystko. Tesla w zasadzie sprzedaje swoje samochody za pośrednictwem Internetu i to nie jest problem, więc dosłownie wszystko można kupić. To faktycznie jest coś, co powinno zostać jakby trochę bardziej uregulowane, trochę bardziej doprecyzowane, żeby… Jest OK, ale zróbmy to tak, żeby każdy kraj dostał swoje. To jest oczywiście kwestia pewnej konwencji, który kraj od czego powinien dostać. Przyjęto taką formułę, bo jest relatywnie prosta, przynajmniej wszędzie tam, gdzie mamy wysyłkę towarów. Dosyć łatwo jest sprawdzić, gdzie towar trafia. Tam, gdzie go muszę wysłać po prostu i tam, gdzie się wysyłka tego towaru kończy, przyjmuje się, że w tym kraju generalnie jest konsumpcja. Co się stanie dalej z tym towarem, oczywiście nikt nie wnika. Tam VAT ma być rozliczony – czyli do tego kraju, do tego miejscowego, tamtejszego fiskusa ten VAT ma trafić.
W ogóle ciekawa koincydencja, że te przepisy wchodzą w życie teraz, z opóźnieniem kilku miesięcy, w momencie kiedy ten e-commerce tak wystrzelił w związku z pandemią, więc to jakoś tak się złożyło. Zanim jeszcze przejdziemy do szczegółów tego pakietu, to jeszcze tylko jedno pytanie: jak byś umiejscowił te regulacje tak jakby na osi czasu, historycznie, biorąc pod uwagę to, że mamy od kilku lat, bodajże od 2015 roku, regulacje dotyczące usług telekomunikacyjnych, nadawczych i elektronicznych? Czy można powiedzieć, że te zasady opodatkowania, które wprowadza e-commerce, w swojej istocie jest to rozwinięcie tego, co mieliśmy od 2015 roku, tylko z poszerzeniem na inne sfery, na inne obszary? Czy można powiedzieć, że to był taki pilotaż, który teraz testujemy dalej?
Powiem tak: chyba nawet na swój sposób to było tak trochę traktowane, bo to był taki jakby pierwszy krok. Teraz, nazwijmy, jest drugi krok, być może czeka nas za kilka lat trzeci krok.
Trzeci krok, który miałby polegać?
Nie wiem. Wiesz, może wdrożenie właśnie jakiegoś Big One Stop Shop w wariancie być może nawet takim B2B, żeby coś takiego było rozliczane. Mamy ciągle problem z transakcjami wewnątrzwspólnotowymi i jest kłopot, jak je poprawnie rozliczać. Może nie tyle, jak poprawnie rozliczać, ale jak je dobrze gospodarczo, ale i również rozliczać tak naprawdę wygodnie dla podatników i bezpiecznie dla poszczególnych fiskusów. I to jest kłopot, z którym Unia będzie musiała się zmierzyć. Można różne dziwne rzeczy wymyślać, ale zawsze to jest, takie mam wrażenie, trochę niedopracowany model. Coś miało działać, super działa, dopóki wszyscy działają w miarę uczciwie w tym schemacie, a jak zaczynają wykorzystywać schemat, wtedy jakieś kroki muszą być podjęte. Tak że być może nas czeka, ale na razie nawet bym za bardzo nie wymyślał co, w którą stronę, w jakim kierunku. Pewnie zobaczymy, jak ten model, ten drugi wariant, drugi krok, jak on będzie funkcjonował. Nie ukrywam, osobiście trochę jestem zaciekawiony tym, jak ta współpraca, bo to głównie się sprowadza do współpracy pomiędzy poszczególnymi fiskusami, jak ta współpraca będzie wyglądała, bo ona może być bardzo nieprzyjemna albo bardzo przyjemna. Raczej boję się tej nieprzyjemnej strony dla podatników, którzy być może z własnej wiedzy albo czasami nie z własnej woli/ wiedzy zrobią coś źle i nagle się okaże, że podpadną fiskusowi zagranicznemu albo… fiskusom zagranicznym. Jedna rzecz zrobiona źle typu brak złożenia deklaracji we właściwym okresie albo brak płatności mogą np. nagle wywołać jakąś dziwną akcję wszystkich fiskusów lub poszczególnych pozostałych krajów Unii Europejskiej – nie z Polski. Nie ukrywam – nie spotkałem się jeszcze z taką sytuacją. Nie wiem, jak to może wyglądać, ale teoretycznie może wyglądać źle. Zobaczymy, jaka będzie praktyka.
Jedna rzecz zrobiona źle typu brak złożenia deklaracji we właściwym okresie albo brak płatności mogą np. nagle wywołać jakąś dziwną akcję wszystkich fiskusów lub poszczególnych pozostałych krajów Unii Europejskiej
Bardzo ciekawą rzecz tutaj w podcaście powiedział Tomasz Michalik, kiedy zapytałem go o ten Mini One Stop Shop, czyli właśnie te usługi telekomunikacyjne, nadawcze i elektroniczne. Zapytałem go, czy to można traktować jako pilotaż. Powiedział, że nie, bo to była za mała skala.
Że dopiero teraz to jest pilotaż.
I to się wpisuje w to, co mówisz. Dopiero teraz zobaczymy, czy ten model w ogóle jest w stanie się sprawdzić, czy można otworzyć się na te np. B2B.
Ja bym chyba aż tak sceptyczny nie był. Ten model na pewno, ten czy ten obecny, od pierwszego lipca obowiązujący, on na pewno bardziej wskaże nam, jak ta współpraca pomiędzy państwami członkowskimi wygląda. Tu już mamy jednak przesyłkę towarów, czyli coś czego było bardzo dużo. Faktycznie przy takich usługach, szczególnie przy usługach telekomunikacyjnych czy elektronicznych, które są z natury niematerialne, pewnie kontrola jest też słabsza. Natomiast towar fizycznie jest jednak przesuwany, gdzieś tam on się pojawia, więc pewnie będzie to trochę łatwiej śledzić niż takie usługi przez Internet.
Jeżeli to dobrze zadziała, no to faktycznie jakiś tam krok trzeci. Natomiast ja bym powiedział tak z założenia: może nie jest to idealne rozwiązanie, które można było wymyślić, ot tak, ale całkiem przemyślane. Moim zdaniem jest całkiem przemyślane i co do zasady bym uznał. Oczywiście tutaj na chwilę Polskę wyłączę, bo Polska dużo zepsuła, a przede wszystkim to, że tak późno wprowadziła. Największe zastrzeżenie do Polski czy do tego rozwiązania to jest to, że ono w zasadzie pojawiło się kilka dni przed wejściem w życie, a projekt jest bardzo duży. Dotyczy dużej części firm, biur rachunkowych, doradców, którzy musieli się szybko przygotować, się dostosować, przemyśleć pewne rzeczy, zdobyć pewne informacje, chociażby jakie stawki na poszczególne towary i usługi są gdzieś tam w innych krajach i zaproponować swoim klientom rozwiązania. To był duży kłopot, gdyby było na to…
Dzień jak co dzień doradcy.
W zasadzie tak, ale znów jak popatrzy się na to, że tam mniej więcej cztery dni były czy trzy, a projekt jednak trzydziestoparostronicowy w Dzienniku Ustaw, to jednak jest duży projekt, mnóstwo nowych pojęć, nowych reguł. Pamiętam, jak czytałem projekt, to chyba dopiero po trzecim razie zaczęły mi się gdzieś w głowie układać pojęcia typu wewnątrzwspólnotowa sprzedaż towarów na odległość.
Jeszcze teraz się chwilę zastanawiasz.
Tak, bo muszę sobie uświadomić, że sprzedaż wysyłkowa to sprzedaż wysyłkowa. Trochę się np. zastanawiam nad tym, dlaczego nie mogła po prostu zostać sprzedaż wysyłkowa, tak jak pewnie wszyscy znają takie pojęcie „import usług”. Nie ma takiego pojęcia w dyrektywie o VAT jak import usług, ale u nas było wymyślone w starym VAT, tym jeszcze z 1993 roku. No i OK, rozumiem trochę konwencję, ministerstwo tworząc przepisy stwierdziło, że zachowa, bo chodzi właśnie o pewną konwencję, o pewien rodzaj transakcji, więc dlaczego u nas tego nie zrobić – byłoby prościej.
A tak, jak na szkoleniu muszę mówić „wewnątrzwspólnotowa sprzedaż towarów na odległość”, to czasami mam problem z wysłowieniem się. A jeszcze SOTI – sprzedaż na odległość towarów importowanych…
To tak w ogóle gramatycznie nie jest, ale SOTI brzmi bardzo ładnie.
SOTI tak, dlatego ja też na szkoleniach bardzo często od razu WSTO i SOTI. To są takie długie pojęcia i czasami nawet…
… aparat gębowy musi się nauczyć.
Na zwykłych, że tak powiem zmianach, on się raczej nie uczy, więc teraz musi się trochę nauczyć.
Ma trochę okazji.
Jak byśmy mogli scharakteryzować, jakie są elementy tego pakietu. I pytanie towarzyszące: kogo właściwie te zmiany dotkną? Jak byśmy mieli tak postawić przed sobą rynek – z naszych słuchaczy – kto powinien się teraz zainteresować?
Pewnie dotkną ciebie, pewnie mnie, czyli nas jako doradców, nas jako również odbiorców, w sensie nabywców, bo my możemy takie towary, usługi kupować. Pewnie zdarzyło ci się coś przez jakiś portal internetowy z Chin sprowadzić i przychodziła przesyłka. Kiedy przyszła, w jakiej postaci – nieważne. Ale przyszła, towar trafił – więc na pewno nas.
A od strony biznesu w Polsce?
Od strony biznesu tak naprawdę różne warianty sklepów internetowych. Zakładam, że jestem sprzedawcą, podmiotem prowadzącym działalność i właśnie mam jakąś wersję sklepu internetowego i w ramach tego sklepu sprzedaję dla każdego. Nieważne, czy on jest z Polski, czy on jest z Unii, czy nawet teoretycznie będzie spoza Unii. Oczywiście jak będzie spoza Unii, to można powiedzieć „OK, wiele się nie zmieni, bo klient spoza Unii”. Prawdopodobnie będzie to wszystko w ramach eksportu robione, jeśli towar. Jeśli usługa, to oczywiście taki eksport usług nam się poza Unię pojawia. To, co jest poza Unią, można powiedzieć, co nas interesuje, co jest poza Unią, więc na pewno tego typu podmioty.
Jeśli ktoś ma własny sklep – super. Ale również gdyby ktoś – jakiś przedsiębiorca z wykorzystaniem „czyjegoś sklepu czy jakiejś platformy” właśnie, takiej typu… no niech będzie Allegro na przykład, wykorzystuje tę platformę dla własnej sprzedaży, to również takiego prowadzącego tę platformę, ten taki sklep użyczającego. Przepis fajnie nazywa – „ułatwiającego dostawy towarów”. Również ich dotknie. Generalnie coś muszę mieć wspólnego z taką sprzedażą za pośrednictwem jakiegoś wariantu sklepu internetowego.
Jasne. Czyli sklep internetowy powinien się na pewno zainteresować i dosłuchać do końca naszej dzisiejszej rozmowy. Ponieważ sklepy internetowe i e-commerce możemy podzielić na usługi i dostawy towarów, to rozumiem, że dostawy towarów przede wszystkim.
Przede wszystkim dostawy towarów. Trzeba pamiętać również o tym, że świadczenie usług. Sam wspomniałeś, że w ramach tego pierwszego kroku z wprowadzeniem MOSS-a, z wprowadzeniem tego takiego jednego okienka, co prawda tych usług nie było wiele, ale one były faktycznie takie stricte niematerialne. Telekomunikacja – w zasadzie można kupić z każdego kraju, wszędzie tak naprawdę.
Jeszcze fajniejsze są usługi elektroniczne, czyli takie automatycznie wykonywane – nie wchodzę do sklepu internetowego, tylko sobie kupuję usługę – muzykę, film, dostępy do jakichś programów, czy coś tam ściągam – to jest właśnie taka usługa elektroniczna. Również te usługi mogą być „wszędzie kupione, wszędzie sprzedane”, niezależnie od tego, gdzie się sprzedawca znajduje.
Od 1 lipca doszły również transakcje usługowe, które normalnie by się nie łapały w ten specjalny mechanizm. Przypuszczam, że uzasadnienie było trochę takie: „Jak już robimy taki kompleksowy punkt, to zróbmy również wariant, że jeśli np. jakaś firma mieszcząca się szczególnie blisko granicy wykonuje usługi po jednej i po drugiej stronie granicy i być może wyszłoby z tych reguł miejsce opodatkowania (w VAT mamy właśnie coś takiego jak reguły miejsca opodatkowania), że VAT jest należny w tym innym kraju, to może ułatwmy również rozliczanie VAT-u przy takich usługach. Żeby dla kilku, kilkunastu usług w roku nie musiały się te podmioty rejestrować za granicą, tylko mogły w miarę uproszczony sposób rozliczać ten VAT fiskusowi, temu zagranicznemu i wszyscy byliby zadowoleni. Bo np. kwoty VAT-u byłyby relatywnie niewielkie, ale koszty utrzymania takiej rejestracji zagranicznej mogłyby być już relatywnie duże.
Ten podatnik, załóżmy krajowy, zrobił tak, jak poprawnie powinien zrobić. Nie boi się, nie ma ryzyka, że jak ktoś go znajdzie, to będzie się nie wiadomo czego od niego domagał, a miejscowy fiskus też dostanie swoje pieniądze w taki sposób i też jest tam w jakimś sensie zadowolony.
Użyłeś takiego słowa klucza – „ułatwienie”. Chciałbym ten wątek pociągnąć, może też na pewnym przykładzie. Weźmy na tapet jakiś biznes, niech to będzie sklep internetowy, który wysyłkowo sprzedaje wózki w branży dziecięcej. Oczywiście jest to wyłącznie sklep internetowy, nie stacjonarny. Jak taki sklep, właściciel, spółka, przedsiębiorca, który prowadził ten sklep, rozliczał taką sprzedaż wysyłkową do konsumentów, a myślę, że wózki dość dobrze się nadają na przykład konsumenckiej sprzedaży, realizowanej na rzecz konsumentów w innych państwach niż Polska? A jak to dzieje się od pierwszego lipca? W którym miejscu jest ta zmiana?
Pytasz o sklep w sensie: ja sam mam swój sklep i ja sprzedaję, czy jestem…
Tak, jesteś jednoosobowym przedsiębiorcą, który prowadzi sklep z wózkami i masz swoją witrynę.
OK, mogę mieć sklep stacjonarny i oczywiście przy okazji, skoro tym się zajmuję, to zrobić sobie sklep internetowy.
Wyczułeś, że te wózki są piękne i sprzedają się we Włoszech.
Załóżmy, że tak było. Musiały być naprawdę piękne, żeby się we Włoszech sprzedawać.
Designerskie, takie są, perłowe.
Tak? Nie jestem specjalistą.
Widziałem ostatnio w parku taką panią z takim wózkiem. Mam wrażenie, że ten wózek był najważniejszym elementem jej designu i takiego emploi.
Tak musi być. Do końca czerwca w takiej sytuacji (oczywiście o wszystkim decydował tak naprawdę nabywca tudzież gdzie ten towar był wysyłany) mieliśmy takie rozwiązanie, takie dwie specjalne transakcje, które się formalnie nazywały „sprzedaż wysyłkowa z terytorium kraju” i „sprzedaż wysyłkowa na terytorium kraju”. Ta pierwsza była dla takiej – w uproszczeniu – polskiej firmy, która z Polski wysyłała towary za granicę do innych krajów Unii dla takich odbiorców, dla takiej pani na przykład gdzieś z Włoch, jak wspomniałeś. Natomiast ta „na terytorium” to była odwrotna sytuacja, gdyby firma włoska np. sprzedawała takie wózki odbiorcy z Polski.
Rozwiązanie, które mieliśmy do końca czerwca, uwzględniało również coś takiego jak limit dla sprzedaży wysyłkowej. Każdy kraj miał swój, sam go sobie ustanawiał i te limity wynosiły w uproszczeniu od 35 do 100 tys. euro. Wielka Brytania, jak była w Unii, to ten limit miała na poziomie jakichś 60-70 tysięcy funtów, może nawet więcej. Relatywnie to było trochę więcej niż te 100 tysięcy euro. To były dosyć duże kwoty. Mniej więcej w taki sposób ten limit się traktowało: jeżeli ja jako polska firma sprzedawałem towar do danego kraju i w tym kraju był ten limit, ale byłem poniżej tego limitu z perspektywy rocznej, to nie musiałem tam niczego rozliczać. Traktowałem tę sprzedaż jako zwykłą, krajową polską sprzedaż, w zasadzie tak jakbym w Polsce sprzedał w sklepie stacjonarnym.
Rozwiązanie, które mieliśmy do końca czerwca, uwzględniało również coś takiego jak limit dla sprzedaży wysyłkowej. Każdy kraj miał swój, sam go sobie ustanawiał i te limity wynosiły w uproszczeniu od 35 do 100 tys. euro
Każde państwo odrębnie.
Każdy kraj był oczywiście traktowany odrębnie.
Czyli mogłem mieć całkiem spory obrót.
Jak np. sprzedawałem do Niemiec, do Austrii i weźmy sobie Luksemburg, gdzie w każdym z tych krajów limit wynosi, jeśli dobrze pamiętam, 100 tys. euro, to ja w sumie mogłem w ciągu roku sprzedać tak naprawdę towarów za grubo ponad milion złotych, a mimo wszystko płacić polski VAT. Gdyby się jeszcze okazało, że ten VAT w Polsce jest np. w stawce obniżonej, typu 8 proc., bo coś z dziećmi, a wiadomo, że dzieci trzeba preferencyjnie traktować…
I robisz się konkurencyjny.
To wtedy może się okazać, że jest nawet wygodniej płacić polski VAT, bo tam za granicą może to być stawką podstawową opodatkowanej. Nawet z tego powodu może się okazać, że robimy się trochę bardziej konkurencyjni, o te kilka procent możemy być tańsi. I tak to funkcjonowało.
A co, jeżeli przekroczyłem?
Jeżeli przekroczyłem, to formalnie właśnie wtedy miejsce opodatkowania mi się zmieniało na ten kraj, gdzie wysyłałem ten towar. Wtedy powinienem był się do końca czerwca zarejestrować się w tym kraju i być takim miejscowym niemieckim, austriackim czy tam luksemburskim podatnikiem.
Ale jeżeli przekroczyłem w Niemczech, to do Włoch nadal, jeżeli we Włoszech nie przekroczyłem…
Zawsze to jest limit dla danego kraju i zawsze tak naprawdę transakcje z danym krajem mnie interesowały i ten limit. Nie przekraczałem nigdzie, w żadnym z krajów unijnych limitu, nigdzie się nie musiałem rejestrować. Mogłem się zarejestrować, zawsze mogłem, jeśli tam zasady miałem lepsze, korzystniejsze, np. lepsze stawki VAT-u. Albo po prostu biznesowo wiedziałem, że mi się tam biznes tak szybko rozwinie, że nie ma sensu się bawić w płacenie polskiego VAT-u, bo za chwilę i tak będę się musiał np. rejestrować w tym „zagranicznym” kraju gdzieś tam w Europie. No to po prostu od razu mogłem wybrać opodatkowanie tam i rozliczać ten miejscowy VAT, trochę jak normalny, miejscowy podatnik.
I odliczać VAT.
Co do zasady nie miałem tam zakupów, bo zakładamy, że wszystko, co się działo, działo się w Polsce, a towar tylko trafiał za granicę, więc tak naprawdę w praktyce tylko tamtejszy należny VAT się płaciło w takich deklaracjach. Oczywiście taka rejestracja to była zwykła, normalna, pełnoprawna rejestracja i ja mogłem oczywiście w niektórych przypadkach mieć miejscowe transakcje, również zakupowe z miejscowym VAT-em i ten miejscowy VAT oczywiście odliczać, odzyskiwać w taki czy inny sposób.
I teraz przychodzi 1 lipca, i co się dzieje?
I przychodzi 1 lipca, i sprzedaż wysyłkowa została wyeliminowana, i nie ma tych pojęć. Mamy jedną wspólną transakcję, która się nazywa WSTO w tym przypadku, czyli tę wewnątrzwspólnotową sprzedaż towarów na odległość. Nieważne, z którego kraju do którego, po prostu mamy dostawę towarów i towar z jednego kraju unijnego jest wysyłany do innego kraju unijnego.
Do konsumenta.
Na razie do innego kraju unijnego, tak naprawdę więc chodzi o to, że faktycznie musi to być transakcja pomiędzy dwoma krajami, dwoma różnymi krajami unijnymi. Z jednego wyjechał, z Polski wyjechał, do Niemiec trafił tudzież w drugą stronę – z Niemiec wyjechał, do Polski trafił. Wygląda bardzo podobnie jak sprzedaż wysyłkowa, tylko właśnie kłopot jest trochę taki, że nam te limity wyparowały, bo tutaj bardzo dużą zmianą jest zmiana limitów. Jeśli chodzi o pozostałe warunki, one też się trochę zmieniły. Przede wszystkim musi być dostawa towarów. Druga rzecz – musi być przesyłka pomiędzy dwoma różnymi krajami. Trzecia – ten sprzedawca, ten dostawca musi w jakimś sensie odpowiadać za transport, wysyłkę tego towaru.
Co to znaczy?
On musi dokonać tej wysyłki transportu lub na jego rzecz transport ma być dokonany. Ewentualnie, w związku z różnymi wątpliwościami lub optymalizacjami, które się mogą w takiej sytuacji pojawiać, żeby unikać np. stosowania tego WSTO czy tej starej sprzedaży wysyłkowej. Jeżeli by się okazało, że taki dostawca pośrednio uczestniczy w organizacji transportu, z perspektywy tych nowych przepisów on również będzie traktowany tak, jakby to on organizował. A „pośrednio uczestniczy” w zasadzie oznacza tyle, że nawet jeśli ja nie organizuję transportu, ale na swojej stronie napiszę, udostępnię namiary nabywcy np. w mniej więcej w taki sposób: „Szanowny nabywco, sam sobie musisz zorganizować transport. Ale ja znam dwie, trzy dobre firmy transportowe, kurierskie, które to ci zorganizują. Umów się, nie ma problemu, za ich pośrednictwem również dostarczamy”. Umieszczenie takiej informacji choćby na stronie internetowej sklepu automatycznie oznacza, że z perspektywy VAT-u to ja organizuję transport. I jest skutek – warunek dla WSTO jest spełniony.
Czyli szeroko.
Kolejny warunek, który nam się pojawia – nabywca. Oczywiście co do zasady nabywca musi być konsumentem, czyli kimś innym niż podatnik. Najczęściej oczywiście to będzie osoba prywatna, ale pojawiają nam się tu również podatnicy, tylko tacy ułomni.
Bycie ułomnym podatnikiem oznacza w tym przypadku (chociaż czasami to jest plus), że ktoś jest taki nienormalny, niezwykły. Nic w tym złego oczywiście, nienormalny nie znaczy, że gorszy, tylko inny, taki specyficzny. Ułomny podatnik to jest taki ktoś, kto u siebie w kraju prowadzi działalność gospodarczą, ale nie ma obowiązku rozliczania nabyć wewnątrzwspólnotowych. Z perspektywy polskiej (oczywiście tak samo będzie odpowiednio w innych krajach Unii Europejskiej) np. taki rolnik ryczałtowy w kraju jest zwolniony od VAT-u. Jeżeli dokonuje zakupów na potrzeby swojej działalności gospodarczej w innym kraju Unii, przywozi te towary np. do Polski, normalnie miałby nabycie wewnątrzwspólnotowe, ale do pewnego limitu, żeby od pierwszej transakcji nie zmuszać takiego podatnika do rejestracji na VAT unijny i rozliczania. To może być symboliczna kwota, np. 1000 złotych, ale formalnie przewieziona przez granicę być może wywołuje taki skutek jak nabycie wewnątrzwspólnotowe. Do pewnego limitu on spokojnie może przywozić towary, nie musi się żadnym krajowym VAT-em martwić.
Ułomny podatnik to jest taki ktoś, kto u siebie w kraju prowadzi działalność gospodarczą, ale nie ma obowiązku rozliczania nabyć wewnątrzwspólnotowych
Wtedy trochę traktowany jest właśnie… co do zasady płaci VAT zagraniczny, chyba że wszystkie warunki będą spełnione. Dzisiaj może się okazać, że będzie taki jakby polski VAT płacony, gdy towar przyjeżdża z zagranicy. Limit jest 50 tysięcy złotych, jest to tak naprawdę limit roczny.
Podobna sytuacja byłaby z tymi zwolnionymi podatnikami np. do 200 tysięcy. Oni też są podatnikami, ale też mogą takich zakupów dokonywać. Jeżeli ktoś np. wyłącznie wykonuje działalność zwolnioną, w sensie nie korzysta z limitu, ale ma działalność zwolnioną, to również taki podatnik właśnie do pewnego limitu, do tych 50 tys. przywozi towar np. sobie i nie musi się żadnym tym WNT – nabyciem wewnątrzwspólnotowym martwić.
Skąd jako sklep z wózkami w Polsce będę wiedział, że ten nabywca we Włoszech nie jest tym rolnikiem, który nie musi rozpoznawać WNT? W VIES to będę widział?
Powiem tak: przepisy tego dobrze nie wskazują, nie ma takich regulacji, bym powiedział, dobrze wskazujących, co i jak muszę zrobić. Zasugerowałbym tutaj coś takiego: jeśli kontrahent mi się posłuży numerem VAT UE, ten nabywca posłuży mi się numerem VAT UE, to oznacza tak naprawdę, że wtedy traktuję jako transakcję, dostawę wewnątrzwspólnotową, bo oczywiście za transport będę odpowiadał. Czyli ja będę miał dostawę wewnątrzwspólnotową, a on u siebie ma nabycie wewnątrzwspólnotowe, czyli mam fakturę bez VAT-u, w sensie stawka 0, a on u siebie ten VAT rozliczy. Sprawdzam takiegoż nabywcę, jakby to była zwykła, normalna transakcja wewnątrzwspólnotowa.
Jeżeli nabywca nie posłuży się numerem VAT UE, zakładam wtedy, że on oczywiście jest tym prywatnym, tym ułomnym podatnikiem, bo ja tego nie wiem. To tak trochę, jak idę do sklepu dzisiaj, robię zakupy w sklepie. Sklep mi sprzedaje i formalnie ja jestem podatnikiem, ale sklep o tym nie wie, sprzedawca o tym nie wie. Jeśli jednak jestem podatnikiem, to on ma pewne obowiązki, więc dopóki go nie poinformuję, że jestem specjalnym klientem, czyli nie zwykłym, tylko specjalnym, bo firmą, to on wtedy pewne rzeczy musi dla mnie zrobić, np. musi wystawić fakturę. Gdy dla osoby prywatnej, to ma tylko prawo, a nie ma obowiązku. A dla mnie już, jak się dowie, że jestem firmą, musi taką fakturę wystawić.
Jasne. To wróćmy, bo zacząłeś od pojęcia, tego WSTO. Ale co z tymi limitami? Powiedziałeś, że limity się zmieniły. Co to znaczy?
Zmieniły się o tyle, że kiedyś dla każdego kraju był wysoki limit, relatywnie wysoki limit, minimum 35 tys. euro. Dzisiaj mamy limit 10 tys. euro, w Polsce to jest nawet 42 tys. złotych po przeliczeniu na złote. Natomiast kiedyś limit był na każdy z krajów. 27 lipca mieliśmy póki co 27 pozostałych krajów Unii. Irlandię Północną można traktować trochę jak 27,5, bo teoretycznie dla VAT-u, dla dostaw towarowych jest w Unii Europejskiej.
Ja nie mam nic przeciwko, żeby ta liczba rosła, a bałem się bardziej w drugą stronę.
Wtedy nasze spotkanie by się okazało bezzasadne, gdyby pojawiające się w przestrzeni publicznej pewne plotki i pogłoski, że coś…
Wtedy byłaby okazja do wielu innych spotkań.
Oj tak, wtedy byłoby ciekawie.
Ale to już zostawmy w sferze political fiction. Ten limit, bo musimy zamknąć ten wątek. Było wiele limitów, były duże. Teraz jest jeden limit, niski.
Dla podatnika tak naprawdę bym powiedział. Czyli nieważne, gdzie sprzedaje, oby miał takie transakcje. Czy sprzedaje do jednego kraju Unii Europejskiej, czy sprzedaje do wszystkich krajów Unii Europejskiej, nie ma większego znaczenia, oby sprzedawał „za granicę”, czyli do Unii, ale do innych krajów niż Polska. Co więcej, ten limit zjada również nie tylko sprzedaż wysyłkowa, to WSTO dzisiejsze, ale również te usługi, które były w ramach MOSS-u rozliczane do końca czerwca. Tak naprawdę ten limit został z MOSS-u zaadoptowany i to dzisiejsze WSTO zostało wrzucone do tego samego limitu, czyli świadczenia usług, ale tylko tych usług właśnie z artykułu 28k, czyli usług telekomunikacyjnych, nadawczych i elektronicznych. One wpadają w ten limit.
Limit „zjada” również nie tylko sprzedaż wysyłkowa, to WSTO dzisiejsze, ale również te usługi, które były w ramach MOSS-u rozliczane do końca czerwca. Tak naprawdę ten limit został z MOSS-u zaadoptowany i to dzisiejsze WSTO zostało wrzucone do tego samego limitu
Załóżmy, że przekraczam ten limit – automatycznie, bez dyskusji muszę rozliczać VAT zagraniczny. Zagraniczny, czyli właściwy temu państwu członkowskiemu konsumpcji, tam, gdzie wysyłam te towary, tam gdzie te usługi trafiają; tak w uproszczeniu – tam, gdzie są ci nabywcy. I to jest w miarę proste. Mam oczywiście zawsze dwa warianty rozliczania tego VAT-u, taki trochę „stary-nowy”, ale w wersji może taki bardziej analogowy, cyfrowy, tak też można.
Ten stary, analogowy, to jest tak jak było w starym roku. Jeżeli mam dostawy do Niemiec, mam transakcję w Niemczech, mam zapłacić niemiecki VAT. Jak go zapłacę? Mogę go zapłacić w wersji czerwcowej.
I w tym momencie całość tej historii nie brzmi jak ułatwienie, bo na ten moment mamy drastyczne obniżenie limitu.
Czyli praktycznie każdy sklep internetowy wchodzi automatycznie w opodatkowanie za granicą, co w praktyce oznaczałoby, że musiałby się zarejestrować za granicą, pewnie zatrudnić jakieś miejscowe biuro rachunkowe, a to oznacza koszty, ale musi wszystko rozliczać na miejscu. Dodatkowe koszty związane z funkcjonowaniem, z taką rejestracją w VAT tam na miejscu w kraju rozliczać. Gdyby formalnie miał tych, niech będzie 27 krajów i tam choć trochę mu sprzedaży trafi do któregokolwiek z tych krajów, nawet jedna wysyłka, automatycznie oznaczałoby to, że w tym kraju musi VAT rozliczyć według miejscowych zasad. I to byłoby bardzo kłopotliwe.
Na szczęście jest druga część tej historii.
Właśnie. Jest ta nowa, lepsza wersja, która właśnie ma ułatwić. I ta nowa, lepsza wersja oznacza tak naprawdę tyle, że polski podatnik, nieważne, ile ma tej sprzedaży – czy ma jej dużo, czy mało, czy ma do wszystkich krajów, czy ma teoretycznie nawet do jednego kraju, do np. Niemiec – może wykorzystać taki właśnie kraj członkowski identyfikacji. Czyli w przypadku polskiej firmy rejestruje się, czy zgłasza się, ale rejestruje się, co więcej elektronicznie, bo tutaj wszystko jest robione elektronicznie, w specjalnym dodatkowym urzędzie skarbowym. To jest Drugi Urząd Skarbowy Warszawa-Śródmieście.
Poza rejestracją krajową, którą ma i oczywiście dalej musi mieć z różnych względów, również finansowych, on się rejestruje w tym urzędzie i za pośrednictwem tego urzędu będzie się rozliczał z całej sprzedaży do Unii Europejskiej w ramach WSTO i w ramach tych usług telekomunikacyjnych, elektronicznych. Dosyć wygodnie, bo również cały kontakt jest elektroniczny, deklaracje są cztery w roku, kwartalne. To jest w miarę prosta i relatywnie tania metoda, bo nagle się okazuje, że zamiast kilkudziesięciu rejestracji i kilkudziesięciu dostawców usług księgowych mogę to robić z wykorzystaniem np. jednego biura rachunkowego, jednego doradcy w Polsce i mieć obsłużoną, nazwijmy to potocznie, całą Europę czy podatkowo całą sprzedaż do całej Unii Europejskiej.
Czyli tak: to jest niezależne, to, co powiedziałeś, od tego, że miejsce świadczenia, opodatkowania takiej dostawy jest za granicą. Punkt pierwszy: ona jest za granicą, jeżeli przekroczymy limit i punkt drugi – możemy się, tak jak powiedziałeś, rozliczać tradycyjnie w tych wszystkich państwach albo wybrać – czyli to jest opcja – rozliczanie się w jednym urzędzie.
Doprecyzuję – to właśnie nie było przeze mnie w miarę precyzyjnie wskazane. Ten wariant, ten nazwijmy analogowy czy cyfrowy, stary – nowy zawsze stosujemy, jeżeli nam wyjdzie, że miejsce opodatkowania jest już za granicą, czyli limit 10 tys. euro przekroczyliśmy. Oczywiście mamy taką opcję, że nawet jak nie przekraczamy limitu 10 tys. euro, możemy się „wybrać za granicę”. To może nie brzmi dobrze, tak trochę nawiązując do tych gdzieś tam politycznych kwestii, ale wybieramy sobie zagranicę, bo z jakiegoś powodu nam znów: wygodnie, chcemy, możemy, nie ma problemu. Tutaj nie ma w zasadzie żadnego warunku. Wybieramy od razu, od pierwszej transakcji możemy.
W jakim celu? Żeby np. nie pilnować, nie zastanawiać się, kiedy te 10 tysięcy, od razu z góry?
Na przykład. Różne uzasadnienia mogą być, ale zakładam, że sklep nie chce się bawić za bardzo, pilnować. Może się zdarzyć tak, że w tych krajach albo w tym kraju, do którego sprzedaję towar, jest lepsza stawka podatkowa i wolę płacić zamiast polskich 23 proc., nawet na tych 10 tys. euro, miejscowy np. 10-procentowy podatek. Niby to nie jest dużo, ale dlaczego mam tracić, skoro i tak zakładam, że za chwilę ten limit przekroczę, wtedy i tak będę musiał się rozliczać. Zawsze więc warunek pierwszy: mam sprzedaż już, miejsce opodatkowania za granicą. I wtedy wybieram sobie, czy robię to w tej wersji starej, rejestruję się, czy jednak wolę wybrać wersję nową, tę uproszczoną, czyli rejestruję się w Polsce, w tym dodatkowym urzędzie, i wtedy mam całą zagranicę, całą Unię Europejską, że tak powiem uregulowaną czy objętą. Niczym więcej, przynajmniej z perspektywy VAT-u, nie muszę się przejmować
Jak to teraz w praktyce będzie wyglądało? Mam sprzedaże do Włoch, załóżmy, że tylko do Włoch, żeby to uprościć, sprzedaję, sprzedajesz właśnie te wózki. Tak sobie wymyśliliśmy twoje alternatywne życie, może cię namówię do czegoś. I mam ten urząd skarbowy, i co? Powiedziałeś, że są cztery okresy sprawozdawcze, czyli składam jakąś deklarację. Zakładam, że to jest inna deklaracja, to nie jest JPK VAT.
Tak, oczywiście. Jeżeli jestem polskim podatnikiem, to oczywiście moja rejestracja w tym moim dzisiejszym urzędzie, w czerwcowym jeszcze urzędzie, tym właściwym dla mnie, dalej zostaje. Bo chociażby z takiej perspektywy, jak mam taki sklep, no to nie zamknę przecież sprzedaży krajowej, będę miał sprzedaż krajową. Ważniejsze – mam VAT naliczony, czyli tej takiej normalnej deklaracji VAT-7 akurat wyszłoby… Ja nie składam JPK-a, więc akurat nie mogę powiedzieć, że w JPK-u wykazuję, ale w deklaracji wykazuję zakupy, VAT naliczony od całej mojej działalności. No skądś te wózki mam, sprowadzam, wytwarzam, zakładam jakiś naliczony VAT, relatywnie dużo tego naliczonego VAT-u.
To jest o tyle ważne, że ta sprzedaż wykazywana czy to coś, co ja będę wykazywał za pośrednictwem Dwójki Warszawa-Śródmieście, to jest tylko sprzedaż, czyli tylko VAT należny. Nie ma tam miejsca na VAT naliczony. Nawet jakby on był, to dla VAT-u naliczonego stosuje się dotychczasowe zasady, reguły, natomiast na pewno w żaden sposób w tych specjalnych deklaracjach nie muszę go wykazywać, składam odrębną deklarację. Ta odrębna deklaracja będzie po pierwsze do odrębnego urzędu składana – właściwa jest Dwójka Warszawa-Śródmieście; też jest elektronicznie; kwartalna, czyli oczywiście za kwartały kalendarzowe składana, żeby nie było wątpliwości. W każdej takiej deklaracji wykazujemy sprzedaż, dany kraj i sprzedaż do danego kraju. Netto, VAT – jak mamy różne stawki, to oczywiście z podziałem na stawki. I tylko tyle. Jeśli sprzedaję wyłącznie do Włoch, w zasadzie będę miał tylko Włochy wypełnione. Pozostałe kraje: nie sprzedaję – nie wypełniam.
W jakiej walucie wypełniam?
Zawsze w euro. Trzeba pamiętać, że zawsze w euro, nieważne w jakiej walucie klienci mi płacą. Oczywiście Włosi pewnie zapłacą w euro, więc będzie mi łatwiej, ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Zawsze wszystko wykazuję i płacę za to coś, co tam wykażę – w euro. O tym trzeba pamiętać, to chyba jedyny przypadek, gdzie do polskiego urzędu skarbowego płacimy w euro. Czyli w pewnym sensie euro już obowiązuje, ale tak naprawdę ono obowiązuje tylko dlatego, bo ja trochę porównuję, to pewnie już tam wyjdzie przy okazji, ten Drugi Urząd Skarbowy Warszawa-Śródmieście. On jest tylko pośrednikiem, takim okienkiem właśnie, gdzie przyjmuje „przelew” ode mnie i przekazuje właściwemu fiskusowi, do właściwego kraju. W moim przypadku, skoro mamy tylko Włochy, to weźmie ode mnie i przekaże do włoskiego fiskusa.
Czyli ja rozumiem, że naliczony podatek od tych zakupów, np. tych wózków… załóżmy, że mamy taką konstrukcję, że jest dużo zakupów i te zakupy idą generalnie do Włoch.
Załóżmy, że wszystko.
Że wszystko – to mam ciągle do zwrotu ten podatek.
To w polskich deklaracjach, w polskim JPK, gdybym składał oczywiście, to bym wykazywał w zasadzie tylko VAT naliczony. Zakładam, że nie ma żadnej sprzedaży krajowej albo innej sprzedaży, a sprzedaż będę miał tylko włoską, raportowaną w ramach tej specjalnej kwartalnej deklaracji. Nietypowa rzecz – termin składania deklaracji został trochę zmieniony w stosunku do tego, co było w ramach MOSS-u – mamy zawsze koniec miesiąca po kwartale, to jest jakby jedna rzecz. Druga, termin płatności kasy – w walucie płacimy oczywiście całą kwotę VAT – również płacimy w tym samym terminie w euro.
Z przepisów co prawda wynika, że termin jest niby taki sam dla jednego i dla drugiego, ale przejrzałem ostatnio jakąś broszurę ministerialną i się okazało, że jest drobna różnica, bo termin złożenia deklaracji jest terminem nieprzekraczalnym, nieprzenoszącym się. Czyli jeżeli termin przypada w sobotę, niedzielę lub święto, to trzeba deklarację złożyć w sobotę, niedzielę lub święto najpóźniej, nie przenosi się na pierwszy dzień roboczy. W tych wyjaśnieniach wyczytałem też, że podobno bramka ma pracować w soboty, niedziele i święta.
Księgowi, doradcy również.
No, jak trzeba to trzeba. Oczywiście zawsze można to zrobić w piątek roboczy, ale formalnie…
Gdyby to zależało od księgowych i doradców, pewno by tak było.
Złożenie deklaracji po terminie, np. w poniedziałek, pierwszy dzień roboczy po terminie, będzie już bardzo dużym błędem i bardzo nieprzyjemne konsekwencje może przynieść. Natomiast jeżeli chodzi o zapłatę podatku, to się okazuje, że spokojnie podatek można zapłacić po terminie, bo tu tak jakby obowiązują zasady ogólne, że termin nam się przenosi. Trochę dziwne, że z przepisu trochę co innego wynika, ale OK, niech będzie.
OK. Czyli mamy te deklaracje, a faktury? Wystawiamy faktury, ewidencjonujemy na kasie fiskalnej ten obrót dla Włochów?
A, tu kilka ciekawostek, poruszyłeś przy okazji ciekawy temat. Jeśli chodzi o faktury – gdybyśmy byli zarejestrowani w tych Włoszech w tej starej wersji, analogowej, to formalnie mamy obowiązek fakturowania każdej transakcji. Czyli tak jak było do końca czerwca – każda taka sprzedaż wysyłkowa musiała być zafakturowana i tutaj taki obowiązek by się pojawił.
I to była włoska faktura.
Z włoskim VAT-em przynajmniej. Nie wiem, czy włoska faktura, ale z włoskim VAT-em. Co do zasady zawsze reguły dotyczące fakturowania są takie jak państwo członkowskie identyfikacji. Oczywiście w tym przypadku on zarejestrowałby się tam za granicą, więc teoretycznie wtedy powinien jakby tych miejscowych reguł…
Co do zasady zawsze reguły dotyczące fakturowania są takie jak państwo członkowskie identyfikacji
Mogą być jakieś różnice, podejrzewam.
W takiej sprzedaży raczej bym nie dostrzegł jakiejś różnicy. Być może coś z włoskich przepisów by mi wynikało, ale tak naprawdę raczej pod tym względem mamy reguły takie… tutaj nie powinno być moim zdaniem dużego problemu.
Te zasady są zharmonizowane.
Tak. W innych przypadkach pewnie byśmy mieli dużo różnic w fakturowaniu pomiędzy Polską a Włochami, ale to jest dosyć proste tak naprawdę, prosty zakres informacji. Oczywiście tylko stawka VAT-u musiałaby być – wiadomo – miejscowa, więc tutaj nie powinno być problemu. Natomiast jeżeli ktoś wybrałby ten wariant uproszczony, to znów jest w lepszej sytuacji, bo nie ma obowiązku wystawiania takich faktur. Oczywiście zawsze może wystawić fakturę, jak dla niego to będzie korzystniejsze, ale nie ma takiego obowiązku, więc teoretycznie nie musi niczego robić. Oczywiście musi prowadzić odpowiednią ewidencję, żeby móc później przy pomocy tej ewidencji wypełnić tę specjalną deklarację kwartalną, ale tak naprawdę jak on to zrobi, to jest jego sprawa.
Druga rzecz – kasa fiskalna.
Właśnie.
Pojawiło się takie fajne rozporządzenie w sprawie zwolnień z obowiązku fiskalizacji. Bardzo mi się to rozporządzenie spodobało. Zmienia drobne rzeczy, ale zostało wydane głównie z dwóch powodów, bo właśnie trochę z e-commerce, to jest jeden powód, a drugi to w zasadzie zwolnienie Poczty Polskiej z obowiązku fiskalizacji, nie wiadomo dlaczego i właściwie bez podstawy prawnej, ale ministrowi to nie przeszkadza.
Ciekawostką jest to, że minister finansów zwolnił z obowiązku fiskalizacji podatników dokonujących tych sprzedaży, niech będzie w ramach WSTO, jeżeli oni są zarejestrowani dla potrzeb tej procedury, formalnie tej procedury unijnej, czyli w tym Drugim Urzędzie Skarbowym Warszawa-Śródmieście. I oczywiście trochę taką ciekawostką właśnie będzie, że jeżeli przyjmiemy, co oznacza ta procedura unijna, czyli znów twój przykład włoski: to oznacza tyle, że ja mam dostawę na terytorium Włoch, a skoro mam dostawę na terytorium Włoch, to jeśli już kasa fiskalna, to raczej włoska niż polska. Jak więc można zwolnić z polskiej kasy fiskalnej włoską dostawę?
Tak jak można było darować Niderlandy.
Też kiedyś użyłem takiego przykładu z Niderlandami, to jest trochę tego typu sytuacja. W tym sensie właśnie to zwolnienie jest takie zabawne, ale…
Ale konkluzja jest taka…
Jest.
To teraz, jakbyśmy mogli jeszcze krótko scharakteryzować pozostałe obszary, które się tutaj zmieniły, bo mówiliśmy o tej wewnątrzwspólnotowej dostawie towarów na odległość, mamy jeszcze pewne zmiany w imporcie i mamy jeszcze pewne zmiany dla tych różnych platform ułatwiających, o których też mówiłeś, tych platform internetowych. Może przy tym imporcie.
To może jeszcze dwa słowa, dokończę problem tego WSTO, ale to dosłownie dwa słowa. Trzeba oczywiście pamiętać, że WSTO nie dotyczy każdego towaru. Wyłączone dla VAT-u, w rozumieniu vatowskim mamy nowe środki transportu, bo zawsze mamy specjalne zasady.
Ale nie mówimy o wózkach dla dzieci. To nie są środki transportu.
Jako nowy środek transportu wózek nie będzie się łapał, chociaż jest środkiem transportu, nie da się ukryć i może być nowy. Ale to akurat nie chodzi o wózki w żaden sposób. Tutaj, nawet gdyby transakcja była między dwoma prywatnymi osobami z dwóch różnych krajów Unii, mamy specjalne reguły, czyli generalnie zero u sprzedawcy, u nabywcy płacony VAT krajowy, miejscowy – to jest to. Wyłączone mamy również dostawy z montażem, czyli jak mamy taką transakcję, gdzie towar jest montowany za granicą, no to oczywiście nawet jak pozostałe warunki będą spełnione, WSTO tutaj nie zadziała, te reguły nie zadziałają.
Mamy za to objęte wyroby akcyzowe, które przed 1 lipca nie były objęte w ramach sprzedaży wysyłkowej. To tak tylko domykając temat, jakie towary, bo jeszcze do usług przejdziemy.
Drugi element, który nam się pojawił i on też w ramach tej procedury unijnej, która dla WSTO i dla tych usług z 28k obowiązuje, to właśnie pojawiły się te inne usługi świadczone dla osób prywatnych. Według tych reguł miejsca, tych starych reguł miejsca opodatkowania, które były w czerwcu, one się w lipcu nie zmieniły, ale właśnie według tych reguł wychodziłoby, że usługa jest wykonana za granicą.
Prosty przykład, który się może pojawić, to oczywiście usługi na nieruchomościach. Jakaś firma remontowa, załóżmy z Wrocławia, spod Wrocławia, ma blisko do Czech, ma blisko do Niemiec, więc może pojechać sobie i wyremontować czyjeś prywatne mieszkanie w Czechach, w Niemczech, a to oznacza czeski/ niemiecki VAT. Nieważne, kto będzie nabywcą. Nawet jak nabywcą tej usługi będzie prywatna osoba z Polski, nie ma to znaczenia, bo i tak VAT będzie czeski lub niemiecki odpowiednio. Co to oznacza – również to można rozliczyć.
Podobne tego typu przypadki będą gdzieś przy usługach – organizowaniu wydarzeń, jak np. imprezy, koncerty. Raz taki przypadek wymyśliłem sobie, że polska restauracja, polska firma zorganizowała dla Polaka poczęstunek, catering. Ale za granicą.
W Görlitz.
Na przykład. I to jest za granicą, a to oznacza, że taka usługa jest opodatkowana tam, gdzie ma miejsce. Czyli skoro usługa ma miejsce za granicą, to nawet Polak dla Polaka wykonując taką usługę w tym przypadku musi niestety zapłacić ten niemiecki VAT. I właśnie ta procedura unijna ma ułatwiać tego typu rozliczenia, żeby podatnik się czuł bezpiecznie, nawet od jednorazowej transakcji mógł ten VAT zapłacić i mieć święty spokój.
Skoro usługa ma miejsce za granicą, to nawet Polak dla Polaka wykonując taką usługę w tym przypadku musi niestety zapłacić ten np. niemiecki VAT
Bo tutaj ma się to nijak do tych limitów, o których mówiłeś.
Tak, bo limit 10 tys. euro ma zastosowanie tylko dla WSTO i dla tej sprzedaży usług z 28k. Przy wszystkich pozostałych usługach od pierwszego euro czy tam pierwszej czeskiej korony już VAT powinien być rozliczany – tamtejszy, miejscowy. Tak że tu żadnego limitu nie ma.
To tyle, domykając trochę temat tych transakcji towarowo-usługowych. Dochodzą nam jeszcze do tej procedury unijnej właśnie tacy podatnicy ułatwiający, czyli różne dziwne platformy typu „jestem taką firmą dropshippingową, mam swój sklep, ty u mnie zamawiasz towar, ale tak naprawdę jestem tylko taką wersją pośrednika, bo mam kontakt z prawdziwym dostawcą i ten prawdziwy dostawca ci ten towar przyśle. Ja tylko biorę od ciebie wszystkie namiary, biorę od ciebie kasę i przekazuję tę kasę, czy jak dotychczas to robiłem – przekazywałem kasę temu prawdziwemu dostawcy i ten dostawca towar do ciebie wysyłał.”
I gdyby się okazało, że ten dostawca, ten prawdziwy dostawca jest (mówimy teraz już od pierwszego lipca) spoza Unii Europejskiej, czyli musi być. Jak jest w Unii – nie ma problemu z tym podatnikiem ułatwiającym, jeśli transakcja jest w ramach Unii, bo towar może być wysłany w ramach takiej transakcji z podatnikiem ułatwiającym z Polski np. do Niemiec tudzież z Niemiec do Polski, czyli pomiędzy dwoma krajami i wtedy mamy zwykłe, normalne WSTO, tylko ten podatnik ułatwiający będzie dostawcą w ramach WSTO.
Możemy mieć np. taką transakcję, że firma chińska przywiozła do Polski 300 kontenerów czegoś, ma w Polsce te 300 kontenerów czegoś i będzie sprzedawała. I teoretycznie może się okazać, że te kontenery stoją gdzieś tutaj pod Łodzią i spod Łodzi są wysyłane do różnych odbiorców w Polsce. I znów to wszystko jest robione za pośrednictwem takiego portalu, to wtedy również jest to transakcja krajowa z Polski do Polski, natomiast też może być rozliczana w tym wariancie ułatwiającym tej procedury unijnej.
A co z importem jako takim, bo tutaj też mamy pewne zmiany?
Tak. Oczywiście można sobie wyobrazić, jak mamy to, o czym mówimy tutaj większość czasu, czyli WSTO, czyli z jednego kraju do innego. Możemy sobie wyobrazić taką transakcję – dlaczego towar miałby z Polski jechać do Niemiec, może jechać z Chin do Niemiec albo z Chin do Polski! Co to za kłopot? W taki sposób również mamy specjalną regułę – to jest to ładne SOTI, o którym wspomniałeś wcześniej, pojawia nam się taka nowa specjalna transakcja, specjalnie uregulowana.
Tylko tutaj warunek musi być właśnie taki: nieważne, kim jest dostawca, ważne, kim jest nabywca. Nabywca dalej musi być osobą prywatną albo tym ułomnym podatnikiem, natomiast towar musi jechać spoza Unii do Unii i tam, gdzie przyjedzie, do tego kraju, do którego trafi ten towar, tam, gdzie ta wysyłka się zakończy, tam będzie znów miejsce opodatkowania i to będzie państwo członkowskie konsumpcji. Nic nie stoi na przeszkodzie, że ładnie albo nieładnie zapakowany towar z Chin przyjedzie np. do Polski, znaczy polski VAT ma być rozliczony od tego. I oczywiście w takiej sytuacji, jak polski VAT ma być od tego rozliczony, co do zasady będzie za to odpowiadał ten dostawca. Dostawca musi to zrobić.
No i tutaj akurat dla potrzeb SOTI stworzono taką regułę 150 euro, czyli uproszczenie nie działa w każdym możliwym przypadku, w przypadku każdego towaru, np. nie zadziała też przy wyrobach akcyzowych, ale to uproszczenie zadziała właśnie dla towarów przesyłanych w ramach przesyłek do 150 euro.
Na czym to uproszczenie polega?
Uproszczenie polega na tym, że firma zagraniczna, pozaunijna może się zarejestrować np. w Polsce na potrzeby tzw. procedury importu i w ramach takiej procedury importu rozliczać VAT właśnie od takiego SOTI do wszystkich pozostałych krajów Unii Europejskiej w ramach jednej rejestracji. W Polsce się rejestruje, sprzedaż ma do całej Europy, rozlicza wszystko w ramach tej jednej rejestracji tego jednego urzędu.
OK, a jak się nie zdecyduje na to uproszczenie, to co się dzieje?
Jak się nie zdecyduje, to przyjedzie kontener na granicę i na granicy urzędnik celny zobaczy, że towar nie jest objęty żadną specyficzną procedurą, bo te firmy, które się zarejestrują na potrzeby procedury importu, będą dostawały taki specjalny dodatkowy numer VAT-u. Jakby po tym numerze właściwy organ celny będzie mógł śledzić tak naprawdę, czy towar będzie rozliczany w ramach specjalnej procedury, czy może jednak będzie jakaś inna zasada, a inna znaczy zwykła, taka sama jak była np. w czerwcu.
Czyli tu mamy akurat taką lekką zmianę z tym związaną, że jeżeli taki towar trafiłby nam na granicę, jakiś przewoźnik, jakiś operator formalnie pocztowy – DHL, np. tego typu firma kurierska albo Poczta Polska odpowiada za transport towaru. Widzą, że jest np. przesyłka 100 euro, widzą, że VAT-u od tego nikt nie rozliczył. Kto musi rozliczyć? Bo ktoś musi? Ten, kto kupił, bo on jest „importerem” i w takiej sytuacji on odpowiada za rozliczenie VAT-u. Przed wydaniem takiej przesyłki przyjdzie np. do ciebie listonosz i powie: „Proszę pana, tutaj mamy dla pana przesyłkę – 100 euro, ale musi pan zapłacić 23 euro VAT-u importowego, bo my musimy ten VAT zapłacić do urzędu celnego.” Pewnie też jakieś swoje koszty dodatkowe doliczą, ale generalnie chodzi o to, że my jako nabywca ostateczny musimy taki VAT zapłacić.
Dziwną, nietypową rzeczą jest to – bo to też jest uproszczenie – niezależnie od tego, co jest w przesyłce, czyli jaką stawką objęty towar, z automatu przyjmuje się 23 proc. Żeby było prosto – w sensie jedna stawka. Żeby nie było wymyślania, że może 5, może 8, może 0 z jakiegoś powodu. Automat – 23 proc. I wtedy ten organ pobierze od nas, wyda nam przesyłkę. On pobierze, pobierze od innych, przygotuje taką trochę uproszczoną deklarację, złoży to organom celnym, zapłaci pobraną kwotę tego VAT-u i mamy uregulowaną transakcję.
Dziwną, nietypową rzeczą jest to, źe – bo to też jest uproszczenie – niezależnie od tego, co jest w przesyłce, czyli jaką stawką objęty towar, z automatu przyjmuje się 23 proc.
Czyli jest jakaś motywacja, żeby korzystać z tej uproszczonej procedury, jeżeli są niższe stawki na dane towary, bo wtedy ta cena będzie niższa. Bo rozumiem, że jeżeli ten Chińczyk mi wystawia fakturę w tym sklepie, korzystając ze szczególnej procedury tych uproszczeń, to przelewając pieniądze czy tam podając swoją kartę w sklepie, zapłacę polski VAT.
Poprawnie powinno być tak, że jeżeli kupujesz za pośrednictwem takiego sklepu internetowego, załóżmy bezpośrednio Chińczyka, bo tutaj jeszcze nam się może pojawić ta platforma internetowa czy elektroniczna, ale kupujesz bezpośrednio od takiego Chińczyka, to faktycznie on ma rozliczyć VAT właściwy. Załóżmy, kupisz np. kilo chińskich ziemniaków i ziemniaki w Polsce są objęte 5-procentowym VAT-em.
Chińskie też.
Chińskie też, oczywiście. Co więcej, nawet rolnik ryczałtowy, sprzedając chińskie ziemniaki, już będzie rolnikiem ryczałtowym. Kiedyś nie mógł być, a dzisiaj jak najbardziej może być, ale to właśnie będzie stawka 5 proc. i ten VAT ma być odprowadzony do fiskusa.
Natomiast ta procedura, gdy dostawca nie odpowiada za rozliczenie VAT-u, VAT będzie musiał nabywca zapłacić, to uproszczenie wymaga 23-procentowego VAT-u. Podobnie zresztą jak taki przypadek: gdyby się okazało, że nabywca nie chce płacić 23 procent, bo wiem, że te chińskie ziemniaki są z 5-procentowym VAT-em, załóżmy, jakoś tak nie boli, żeby zapłacić te parę euro więcej, to ja oczywiście mogę dokonać. Podobnie, gdybym kupił kilka ton tych ziemniaków, załóżmy, czyli przekroczyłbym limit 150 euro, to wtedy muszę po prostu dokonać zwykłego, normalnego importu. I wtedy takie procedury są jak dla zwykłego, normalnego importu, gdzie oczywiście stawka będzie właściwa, ale procedura jest dużo bardziej sformalizowana, kłopotliwa i pewnie bardziej kosztowna.
OK. Na koniec chciałbym poprosić o twoją ocenę tych rozwiązań i tutaj, w zależności od tego, na co masz ochotę, mógłbyś pokusić się o ocenę tej koncepcji na poziomie unijnym lub też o ocenę polskich przepisów, które wdrażają przepisy unijne. Mówiłeś o tym, że Polska trochę zepsuła.
Niesmak pozostał – tak bym to ujął po prostu.
Niesmak pozostał. Ale jaka byłaby twoja ocena tych rozwiązań? I jaka przyszłość je czeka?
Zacznę może od końca. Myślę, że te rozwiązania czeka raczej dobra przyszłość. Będziemy chyba dążyli trochę w stronę objęcia wszystkiego, wszystkiego. Właśnie to, co przed chwilą mówiłem o tych przesyłkach z Chin – tego mnóstwo do Europy trafiało, mnóstwo, mnóstwo i VAT od tego był praktycznie niepłacony, w różny dziwny sposób. Nie zawsze to było legalnie – legalnie w sensie poprawnie. VAT powinien był być rozliczony, ale nawet nie był, mimo iż według przepisów powinien być płacony. Różne dziwne triki się wykorzystywało, czy też ci dostawcy dalekowschodni wykorzystywali. To ma trochę i uszczelnić, i poprawić być może konkurencję. No i oczywiście zasilić miejscowe fiskusy, nawet jeśli nie wszystkie transakcje zostaną objęte. Trzeba przyznać, że pewnie na początku to nie będzie działało idealnie w całości. Dalej będą się zdarzały różne dziwne gdzieś tam kombinacje, szczególnie że taki Chińczyk, co on się tam przejmuje Europą, nie za bardzo może nawet wie, gdzie leży ta Europa.
Na pewno te kwoty będą większe i to jest kwestia uczenia się powoli, powoli, powoli. To jest trochę tak, jak poprawianie naszego budżetu w ramach wersji SLIM VAT-u. Pierwsza wersja SLIM VAT-u była tragiczna, tak naprawdę więcej zepsuła niż poprawiła. Druga już jest… lepsza niż pierwsza, dalej dużo błędów, ale już tam coś jest, dużych wpadek nie ma. Zakładam, że wersja 2740. może być całkiem przyzwoita i na europejskim poziomie, myślę o takich krajach typu Dania, Szwecja – cywilizowane podejście do zmiany. Tak że tutaj raczej widzę jakby plus. Pewnie to rozwiązanie będzie ewoluowało, ale widzę gdzieś tam jakby plus i myślę, że nie będzie źle.
W Polsce, jeśli chodzi o polskie podejście, w sensie to, co w zasadzie o każdej nowelizacji można powiedzieć, jest trochę kłopot: traktowanie bardzo po macoszemu podatnika, przedsiębiorcy, doradcy. Trudno działać, gdy zostajesz trochę zaskoczony przepisami. Mimo że tam jakiś projekt był, ale on został zmodyfikowany, wiele rzeczy się zmieniło, więc trudno przygotować się poprawnie do tych rozwiązań. Jednak dobrze by było, gdyby podatnicy mieli trochę tego czasu, nawet jak wiele rzeczy jest źle zapisanych, bo jest wiele błędów, jak chociażby ten błąd z tymi kasami, gdzie się zwalnia coś, co w zasadzie chyba nigdy w ogóle nie powinno być objęte obowiązkiem fiskalizacji.
Wiele jest takich wątpliwości, chociażby wątpliwość dotycząca limitu 10 tys. euro. Jak go liczyć? Nie znajdziesz tak naprawdę nigdzie informacji, jak ten limit liczyć. Czy transakcje sprzed 1 lipca – załóżmy, że miałem sprzedaż wysyłkową – czy ta sprzedaż sprzed 1 lipca wchodzi do limitu, czy nie, do tych 10 tys. euro? Z perspektywy polskiego przepisu mógłbym spokojnie bronić takiego? Nie! Bo kiedyś to była transakcja sprzedaży wysyłkowej, z trochę innymi warunkami. Podobna, ale jednak inna, dzisiaj się inaczej nazywa, inaczej jest definiowana. Ja bym powiedział, że to jest nowa transakcja, nowy limit.
Tak naprawdę to trzeba patrzeć, że to nie jest rozwiązanie, które sobie Polska dla siebie wymyśliła. Na to rozwiązanie trzeba patrzeć z perspektywy Niemiec, Francji, Hiszpanii itd., bo oni mogą popatrzeć: „Dla nas to jest ta sama transakcja”. A to oznacza, że limit się liczy od początku, bo u nas to jest to samo. A jeżeli coś zrobimy źle w ramach tej procedury unijnej, czyli nie zapłacimy VAT-u albo nie wykażemy, nawet nie złożymy deklaracji w ramach tej procedury, nie rozliczymy się jakby z tego z właściwym krajem, czy w wersji analogowej, czy w wersji cyfrowej nie ma znaczenia – to właściwy kraj ma prawo nas ukarać. Nie Polska. Drugi Urząd Skarbowy nas nie będzie karał, bo on nie ma za co nas karać, on nam tylko przypomnienie przyśle: „Słuchaj, podatniku, przypominamy się, zapłać kasę, bo miałeś zapłacić. Bo jak nie, to cię wyrzucimy z tej rejestracji.”
A jeżeli coś zrobimy źle w ramach tej procedury unijnej, to właściwy kraj ma prawo nas ukarać. Nie Polska
Ale mogą przyjść Niemcy, Francja, Hiszpania i powiedzieć: „Płacisz nasze kary. Nie złożyłeś deklaracji, to zapłacisz taką karę jak u nas, we wszystkich krajach, gdzie była sprzedaż.” I za niezłożenie jednej deklaracji można np. dostać 27 kar. Teoretycznie przynajmniej.
Oczywiście tu jest kwestia, jak to w praktyce będzie działało. Znów trochę nawiążę do swojej sytuacji z polskim fiskusem – na pewno bym powiedział polskim podatnikom, że z polskim fiskusem mogliby sobie na pewne rzeczy pozwolić. Mogę się pobawić w nieskładanie JPK-ów, bo się czuję w miarę dobrze, o tyle nie zrobiłbym tego samego z fiskusem niemieckim, francuskim, hiszpańskim. Po pierwsze po drugiej stronie będę miał wielu przeciwników. Po drugie – kwoty. Relatywnie nie wiem, co mi grozi, bo musiałbym sprawdzić. Poza tym nawet jakbym chciał wejść w jakiś spór sądowy, taki nazwijmy podatkowy, administracyjny, to muszę się liczyć z kosztami ponoszonymi w każdym z tych krajów tak naprawdę, więc to nie opłaca się po prostu.
W sytuacjach wątpliwych, nawet widząc rację w polskich przepisach, raczej bym powiedział, że zachowam się ostrożnie i zrobię być może trochę gorzej dla siebie – żeby mieć święty spokój, żeby czasami się nie wystawić właśnie temu podmiotowi zagranicznemu. Tu trzeba pamiętać, że formalnie wszystkie ewidencje trzymamy 10 lat, mamy taki obowiązek, więc oni mogą do nas nawet po jakimś czasie wrócić. Pamiętajmy, my jesteśmy ichnimi podatnikami, tylko płacimy VAT do polskiego urzędu, ale tak naprawdę jesteśmy ichnimi podatnikami i to jest taka rzecz…
To to jest nieintuicyjne. Myślę, że to trzeba powtarzać, bo mam przed sobą bezpośrednio ten jednak polski, ten drugi…
I tak może być: „Nie złożyłem deklaracji, urząd nic nie zrobił.” OK, bo on nic nie musi, ale może się okazać, że o takim fakcie poinformuje wszystkie inne kraje członkowskie albo jak złożę po terminie – właśnie ten jeden dzień różnicy może być różnicą. To też taka ważna rzecz, że wszystko w tej procedurze unijnej, niech będzie tej pierwszej, ładnie wygląda, jeżeli robimy wszystko z zasadami. Ale wystarczy, proszę państwa, nie złożyć deklaracji i chcieć ten błąd naprawić, to wtedy nagle wypadamy, po terminie już wypadamy, już nie zadziała. Trzeba to zrobić w specjalnej procedurze, wtedy rozliczanie jest jakby w następnym okresie rozliczeniowym.
Gdybyśmy nie zapłacili VAT-u; złożyli deklarację w terminie, ale nie zapłacili w terminie VAT-u, to wtedy, tak jak powiedziałem, urząd się przypomni – Dwójka Warszawa-Śródmieście – teoretycznie ma na to 10 dni. Jak też nie zapłacimy, to wtedy już przepadło, musimy zapłacić do tych właściwych państw członkowskich. Oni dostają informację, że złożyłem deklarację, np. zadeklarowałem się, że Niemcom się należy, załóżmy, 10 tysięcy euro mojego VAT-u, a nie zapłaciłem. To ja wtedy muszę zapłacić to i niemieckiemu fiskusowi, i francuskiemu, i hiszpańskiemu, czyli chociażby tych przelewów muszę zrobić tyle, że to się już może mi nie opłacać. Tu byłbym więc taki bardzo uważny, ostrożny, staranny i pilnował tego, żeby ta procedura była rozliczana w miarę możliwości poprawnie.
To też bardzo ciekawy wątek, już nie mamy czasu go rozwijać, zobaczymy, jak praktyka pokaże. A co, jeśli dalej nie będę płacił i ten Niemiec będzie chciał zrobić jakiś Drang nach Osten, bo tak to będzie wyglądało. Kwestia wymiany informacji, współpracy międzynarodowej, kontroli międzynarodowych itd., to też jest ciekawy wątek.
Faktycznie to, jak te procedury będą dobrze działały i czy ten nazwijmy krok trzeci, cokolwiek by on nie oznaczał, kiedykolwiek wejdzie, to trochę zależy właśnie od tej współpracy bo dzisiaj ta współpraca, ja bym powiedział…
Dzisiaj jest koszmarna czasowo.
To jest chyba na zasadzie: „Muszę takie coś zrobić, no ale tak mi się nie chce, więc nie robię”. Czekanie np. rok na jakieś proste potwierdzenie czegokolwiek, np. rok w tych SCAC-ach? To jest po prostu tragedia.
Myślę, że tutaj właśnie jest najlepszy pilotaż, chyba ten obszar, bo jak mamy iść w Big One Stop Shop i te transakcje B2B itd.
Tzn. cokolwiek takiego, tak, to na pewno tu warto by było. Ale znów, trochę nawet jak widzimy, jak u nas JPK-i działają, gdzieś ta Unia trochę się jednak zmienia, pojawia się cyfryzacja. Nawet jak nie zawsze poprawnie jest to robione, tak jak w tej naszej kochanej Polsce, to jednak jest to kierunek, prędzej czy później to może być poprawione, zmienione. Szkoda, że tak jakby trochę Komisja nie podąża w tę stronę albo przynajmniej nie tak mocno, bo wiele rzeczy można by było pewnie „zjotpekować”, czyli np. takie transakcje wewnątrzwspólnotowe sobie zjotpekować, raportować, właśnie z wykorzystaniem takich specjalnych organów jak ta Dwójka Warszawa-Śródmieście, żeby np. przynajmniej na pewnym poziomie obrotów, na pewnym poziomie wielkości transakcji – po to, żeby to wyłapywać po prostu, żeby śledzić, pilnować bardziej, co się z tym dzieje… No, ale to pewnie lata, lata przed nami. Zobaczymy.
Unijne tryby wolno działają, ale idzie to w pewnym kierunku rzeczywiście.
Bardzo dziękuję ci za dzisiejsze spotkanie, za tę rozmowę. Mam nadzieję, że pierwszą, ale nie ostatnią. A tematów ojej…
Vatowskich, tak, jest mnóstwo.
I tu rzeczywiście, jak zawsze powtarzam, zawód doradcy podatkowego jest bardzo ciekawy i fascynujący, ale specjalizacja vatowska to już chyba w ogóle…
To jest do kwadratu.
Trudno się nudzić. Myślę, że jeżeli ktoś lubi swoją pracę, to ma co chwilę powody do tego, żeby się rozwijać. Tutaj nie można się zatrzymać. Bardzo dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia, do usłyszenia.
Dziękuję raz jeszcze za zaproszenie i dziękuję państwu, że chciało się wam wysłuchać tych pewnie z godzinnych naszych dyskusji.
Dziękuję bardzo.
Do usłyszenia.
Cześć.